Każda okazja jest dobra, by cukrzyca stała się tematem rozmowy z dzieckiem. Po sześciu latach nauczyliśmy się na nią patrzeć nie tylko ze złością czy żalem. Weszliśmy level wyżej i zaczęliśmy się z niej po prostu śmiać.
Nasze życie z cukrzycą ma wiele wymiarów - od poważnego, irytującego, prowadzącego do buntu, po prześmiewczy. Korzystam z każdej okazji by złagodzić obraz cukrzycy w głowie Frania. Nie chodzi o to, żeby nabrał do niej olewającego stosunku, ale by nie widział w niej potwora, który wydziera mu z życia coś dobrego, fajnego i wesołego. Do życia podchodzimy na luzie, bez piórek w tyłkach. Tak też jest z cukrzycą - uodporniliśmy się i przyzwyczailiśmy do tego, że nie zawsze jest tak samo!
W naszym domu choroby takie jak cukrzyca czy celiakia, ale też depresja są częstym tematem żartów. O dziwo, większość tych żartów skupia się nie na Franku, ale na mnie! Tak, to ze mnie najczęściej śmieją się moi panowie. A ja? Śmieję się razem z nimi!
Również w ten weekend oglądanie przez nas zupełnie niewinne śmieszne filmiki o zwierzętach, stały się niezłym pretekstem do żartów z Cukromaniakowej Mamy...
Jak wiecie, zwierzęta wykazują się wyjątkową intuicją i specyficznymi zachowaniami. Mają też wyostrzone zmysły. Nic więc dziwnego, że kiedy Franek zobaczył kota próbującego przeskoczyć z jednego miejsca w kuchni na drugie (dodam, że nieudolnie), stwierdził:
- Oooo, Tato, to mama! Tak wygląda mama jak zaczynasz jeść glutenową bułkę, a ona broni stołu w kuchni!
Rzeczywiście, kot - nieświadomy bohater filmiku wykazywał pewne podobieństwa do mnie - zwłaszcza jeśli chodzi o gabaryty, grację :D
No i zaczęło się, Cukromaniak w końcu zapytał:
- Mamo, a jakim ty byś chciała być zwierzakiem, gdybyś mogła wybierać?
Odpowiedź była prosta:
- Ja nie muszę wybierać, we mnie jest kilka zwierząt na raz!
- Jak to? To opowiedz mi jakie, bo ja w to nie wierzę!
Zaczęłam więc moją zwierzęcą opowieść przerywaną wybuchami śmiechu i złośliwościami Taty Cukromaniaka, których lepiej nie będę tu przytaczać :P
Jestem sokołem, bo mam sokole oko.... Nic się przede mną nie ukryje - migająca kontrolka w pompie, jedzenie na talerzu, które trzeba przeliczyć. Idąc ulicą widzę, że pani, która ma jabłko zjada około 50kcal, Pan siedzący przy szybie w restauracji zajada porcję zupy o wartości kalorycznej 200. Zawsze widzę co i gdzie Franek robi. Dojrzę go w tłumie dzieci. Jak każda matka sokolim wzrokiem śledzę czy nie dzieje mu się krzywda i czy nie trzeba zrobić jakiegoś nalotu.
Przy okazji jestem nietoperzem. Bezszelestne poruszanie się w ciemności mam opanowane do perfekcji. Bez zapalania światła śmigam w nocy prosto do celu, którym jest glukometr, pompa i moje dziecko. O nic się już nie obijam, już się nie potykam. Topografię mieszkania i każdego innego pomieszczenia, po którym muszę się poruszać w nocy mam opanowaną do perfekcji! A jeśli słyszę alarm w pompie lub przeczuwam, że cukier jest niski to z wielką gracją omijam również samochodziki i klocki lego. Wszystko to bez zapalania światła - tadaaam!
Jestem też kilkoma rasami psów! Posokowcem, który wyczuwa zmieniający się zapach dziecka. Zapach przeinsulinowanego ciałka, zapach skóry kiedy pojawia się aceton, zapach wyciekającej z drenu insuliny. Każdy z nich zwęszę, zlokalizuję i zaalarmuję! Zdarza się, że mam i takiego nosa, by wyczuć niski cukier. Jestem też wilczurem! Dla mojego dziecka bardzo troskliwym, zawsze wspierającym. Nie waham się też stanąć do walki w obronie rodziny i słabszych. I takiej wilczurzej natury chyba jest we mnie najwięcej.
Jest we mnie i coś z kota.... Takiej pantery, która jest najlepszym myśliwym w naszej rodzinie! Upoluję najlepsze promocje, wytropię najmniejszy ślad glutenu na półkach sklepowych. Zanim cokolwiek zjemy przyglądam się temu z każdej strony - wącham, trącam łapą, próbuję i sprawdzam. Dopiero, kiedy mam pewność, że upolowana i rozszarpana do garnków zdobycz jest dobra, pozwalam mojemu kociątku (panterce?? :P ) zabrać się za jedzenie. A jeśli trzepa uratować dziecko z opresji wygrywam wyścigi nawet z gepardem!
Jeśli chodzi o słyszenie dźwięków, siedzi we mnie chyba ten nocny motyl, który ma najczulszy słuch na świecie! Mogę rozmawiać w tłumie, być na drugim końcu korytarza szkolnego, słuchać radia, oglądać telewizor, czytać, spać, ale gdy tylko rozbrzmiewa alarm w pompie od razu nastrajam się na nasłuchiwanie tego dźwięku! Wiem czy niski, wysoki jest cukier, a może rośnie lub skończyła się baza. I nie ma dla mnie ważniejszej sprawy niż ta, żeby usunąć alarm lub jego przyczynę. Obserwatorzy pytają jak ja to robię? Nie wiem! Odkąd mam w domu cukrzyka jestem wyczulona na wszelkie dźwięki związane z cukrzycą - nawet jeśli chodzi o szelest papierka z cukierkiem czy nocne wiercenie się, które odbiega od normy! Wysłucham i kaszel zanim na dobre rozhula się zapalenie krtani :P
Jak papuga powtarzam ciągle to samo. Zmierz cukier! Jaki masz cukier? Chodź jeść! Wykasuj alarm! Tak, to na 100% jest bezglutenowe! Tak, możesz to zjeść! Napij się wody! Chodź, zmieniamy wkłucie! Pokaż pompę! Masz glukometr? Jesteś spakowany? I powtarzam pewne czynności do znudzenia.....
I wreszcie surykatka! Staję na dwóch łapkach, wyciągam szyję i tropię zagrożenie w tłumie. Wtedy albo szybko uciekamy do norki albo odsyłam tam dziecko a sama próbuję zmylić przeciwnika podając mu fałszywy trop.
Ponadto mogę dodać, że:
- jak rekin w oceanie lokalizuję kroplę krwi,
- czasami dostaję małpiego rozumu,
- kiedy dziecko jedzie do babci nudzę się jak mops,
- jestem uparta jak osioł,
- potrafię kąsać jak żmija,
- chomikować zapasy jak chomik,
- lubię się wygrzewać w słońcu jak jaszczurka,
- po bezsennej nocy przypominam sowę (https://www.youtube.com/watch?v=r3mU3jLbk-I)
A czasami mam po prostu ochotę pobyć jak leniwiec... Zwolnić, poleniuchować i wyspać się...
Teraz Twoja kolej... Jakie zwierzę w tobie siedzi? :)
0 komentarze :