Już czuję klimat tych świąt... Pachnie nimi w internetach pod wpisami, w których zaczynamy marudzić: "Gotować trzeba!", "Ach, te ciasta bez glutenu, cukru, jajek, aromatów, konserwantów robić...", "Rodzina nie rozumie!"I zadajecie w panice te pytania: "a co jak zje za dużo?" albo jeszcze gorzej: "co, jak zje za mało?!"... A może się napracujesz i wcale nie zje? Albo babcia nie zrozumie, teściowa glutenem posypuje nawet karpia w galarecie, a wujek jak co roku odeśle was do uzdrowiciela ze Śląska "bo on to leczy wszystko: raki, żylaki, to i cukier też. A z bezglutenu wam wyrośnie, więc niech organizm przyzwyczaja!"
Zaczynamy marudzić i narzekać, a przecież jeśli coś nie sprawia przyjemności lub czegoś nie lubisz to po co się tym zajmować? Uwierz mi - najbliżsi zjedzą wszystko, co im podasz a to są tylko trzy dni... Dla Was! Nie dla jedzenia. Pamiętaj, że ten czas szybko minie, więc masz się nim cieszyć a nie przemarudzić czy przepłakać
Jeśli zaś pichcenie w kuchni dzień i noc daje radość i pozwala poczuć klimat świąt to super! Jeśli chcesz przygotować Wigilię dla wszystkich najbliższych to super! Jeśli tylko jest Ci z tym dobrze.
I teraz mówię sobie stanowcze STOP!! W tym roku nie popełnię kulinarnego sepuku! Wczoraj, przyznaję, miałam atak paniki i sama stałam się autorką spanikowanego świątecznego postu na jednej z grup. Potem nie spałam całą noc, wypiłam trochę Advocatu (tak co by te święta naprawdę poczuć), zagryzłam testowaną paczką nowych bezglutenowych pierników, i?
OŚWIECIŁO MNIE!
I teraz odpowiedzcie sobie (bo mnie już nie musicie, ja sobie odpowiedziałam), po kiego grzyba (najlepiej borowiczka) przed świętami tak się grzejemy tymi przygotowaniami?
No ok, pierwsze po zdiagnozowaniu cukrzycy przeżyłam bardziej niż moje dziecko, które ostatecznie i tak nic nie zjadło poza makaronem z zupy i ziemniakami z drugiego dania. Wszystkie kolejne (było ich pięć) zajeżdżałam się gotując, mieszając, piekąc ciasta, chcąc wszystkim dogodzić. Ocierałam pot z czoła i heja do zaparowanej kuchni... Bo trzeba, bo święta... bo ŻARCIE. Nie zawsze sprawiało mi to przyjemność.
TRADYCJA
Oczywiście tradycja świąteczna jest, ale to nie ona nakazuje nam gotować i zjadać takie ilości jedzenia! Dlatego w tym roku przepraszam bardzo, ale ja się nie zamierzam poświęcać, upieprzać po łokcie i dawać z siebie 100%. Rodzina nie zasmakuje pysznych pieczonych przeze mnie ciast, robionych dla Wojska Polskiego makówek, ani nie zobaczy na oczy kilku plater z rybą w galarecie. Sorry!
Nocny Ajerkoniak i pierniczki uświadomiły mi, że chociaż święta z diabetykiem na diecie bezglutenowej są trudniejsze do przygotowania, to ja absolutnie nie muszę być super hiper turbo cukrzycowo-bezglutenową mamą, która w czyściutkiej kuchni lepi trzysta pierożków, żeby udowodnić innym, że dieta bezglutenowa może być smaczna. Nie chcę być kobietą od zadań specjalnych. Chcę po prostu być szczęśliwą kobietą.
Tak więc mój plan (i podpowiedź dla Ciebie) na te święta:
BĄDŹ SPRYTNĄ EGOISTKĄ!
W tym roku nie piekę pierników, kupię 2 paczuszki bezglutenowych, które Franek sam sobie ozdobi wedle uznania.
Ciasto? Owszem - malutkie, dla nas bo przecież reszta rodziny ma swoje!
Brownie z Rossmana przerobię dzięki dodatkowi przypraw na piernik i przełożę dżemem pomarańczowo mandarynkowym. Polewa czekoladowa, śniegowe gwiazdki i będzie jak znalazł?
Makowiec? A i owszem! Na drożdżowym spodzie Celiko, z masą makową Helio.
Kompot z suszu? Bardzo chętnie, ale z odpowiedniej mieszanki.
Kapusta z grzybami też będzie - przy okazji posłuży jako farsz do pierogów.
Uszka do barszczu? Będą! Ale nie 100, tylko tyle, żeby było na wigilię i ewentualnie pierwsze święto.
Zupy. U nas grzybowa i barszcz. Dla naszej trójki w naprawdę niedużych garnuszkach, ugotuję rano. Zanim się zrobią, ja będę miała już gotowe uszka ;)
Ryba w tym roku będzie tylko smażona. Dlaczego? Bo nie mam ani siły ani ochoty przygotować więcej.
Pierwszy dzień świąt wybieramy się do teściowej a w drugi do moich rodziców. Po obiedzie. Już jakiś czas temu kupiłam kaczkę w super cenie, pojedziemy więc po pysznym obiedzie dla naszej trójki. Ciasto dla mnie i Franka, kawę i herbatę zabiorę już do teściów. W pojemniczku będzie też dla nas chleb, wędliny, ser, gotowane jajka, jakiś śledź (którego przygotuję jeszcze przed świętami). Nam to wystarczy. Mąż będzie mógł sobie dopakować gluten u mamusi :P
Zastanawiacie się, gdzie w tym wszystkim podziało się szaleństwo cukrzycowe?
Cukrzyca rzeczywiście wymaga planowania, szczególnie w przypadku dzieci. Konkretne wskazówki znajdziecie w poprzednim poście wigilijnym (TUTAJ). Ale powiedz mi proszę, czy naprawdę coś się stanie jeśli dziecko zje piernika z cukrem? Albo poprosi o dokładkę ziemniaków podczas Wigilii? Zapewniam Cię, że nie stanie się zupełnie nic! Przecież i tak cały czas będziesz je obserwować ja jastrząb :P Miej tylko wagę pod ręką a ściągę z wymiennikami przygotuj sobie wcześniej.
Po sytej Wigilii zapewnij dziecku porcję ruchu, sporą ilość płynów, podaj tyle insuliny, ile potrzeba.
Przecież i ja i Ty wiemy, że cukry w święta nie będą idealnie stabilne - niezależnie od naszych starań.
Pamiętaj, że przecież masz w ręku narzędzia - insulinę, pompę/pena i glukometr. Nie jestem zwolenniczką frustrowania siebie i dziecka jedzeniem, wydzielania porcji co do grama. Po latach naszych doświadczeń mogę to napisać: Wrzuć na luz... Daj sobie i dziecku spokojne, nieprzepracowane, nieprzemarudzone święta.
Reszta rodziny sobie poradzi i zapewniam, że umrą z głodu jeśli nie zasilisz ich świątecznego ego wielką blachą ciasta, bo zwyczajnie nie masz ochoty by je upiec ;)
Ale powtarzam jeszcze raz... Jeśli to lubisz - nie narzekaj! :P
0 komentarze :