Właśnie przypomniało mi się to uczucie ze szkoły podstawowej.... Czwarta może piąta klasa... Dzieci miały batony, oranżadki w woreczkach, chrupki a ja śniadaniówkę... Czasy były jakie były (początek lat 90), więc znajdowałam w niej sałatę, gotowane jajko, marchewkę lub zielony ogórek, pumpernikiel albo inny niedobry razowy chleb.
Był i kawałek jabłka albo pomarańczy. Jak na tamte czasy jedzenie bez polotu, bez smaku, które powodowało, że w moim brzuchu robiła się klucha...
Dzieci się ze mnie śmiały, bo jak pachnie ugotowane na twardo jajo, każdy z Was wie...
Nie kumałam dlaczego tak jest, wiedziałam tylko, że jestem gruba i dlatego nie mogę jeść tego, co inne dzieci...
Wiedziałam tylko, że lekarz powiedział - mogę zjeść albo obiad albo batonika (np. Marsa...) - wryłam to sobie w mózg... Często czułam "kluchę" w żołądku po jałowym posiłku.
Każdego popołudnia czytałam kartkę z listą produktów, które mogę zjeść i marzyłam, że tym razem będą smakowały inaczej. Na jednej stronie była dieta 900kcal, a na drugiej napisano (na maszynie, nie komputerowo!):
"Dieta 1100kcal, jak nie chudnie to 900kcal (druga strona). 3 razy dziennie herbata Slim-Var"
Jejku, jak mi po niej burczało w brzuchu. Nienawidziłam jej smaku!! Tak samo jak zapachu gotowanych jajek... Jadłam je i popijałam herbatę na wdechu. Głód był silniejszy.
Złościłam się na moich rodziców, połykałam łzy złości jedząc kolację, która wcale mi nie smakowała. Chcieli dla mnie dobrze, ale ja tego nie rozumiałam. Wtedy diety dla dzieci były bardziej rygorystyczne, mniej smaczne a i podejście do małego pacjenta pozostawiające wiele do życzenia.
Kiedyś Wam pokażę moje zdjęcie z dzieciństwa przed dietą i po diecie... Muszę je odgrzebać i zeskanować :P
Dlaczego Wam o tym piszę? Dlatego, że od tych lat dziewięćdziesiątych wiele się zmieniło... Na lepsze! Dietetycy mają zupełnie inne podejście do "odchudzania" dzieci i młodzieży. Zmieniły się poglądy, trendy i produkty! My, rodzice, w sklepach mamy dużo większy wybór. Do śniadaniówek swoich dzieci możemy włożyć zdrowe, smaczne i pożywne produkty, z których inne dzieci nie będą się śmiały. Są specjalne batony ze zdrowych suszonych owoców - pyszne! Żyjemy w erze własnych wypieków z mąk razowych i zdrowych produktów. Współczesny świat stworzył nam wspaniale warunki do tego, aby żywić się świadomie i zdrowo!
Do poszerzenia naszej wiedzy o dietetyce i zasadach żywienia przyczyniają się różnego rodzaju alergie pokarmowe, choroby takie jak celiakia, nietolerancja glutenu, cukrzyca.
Choroby dają nam wiele złego, ale dają też cenną wiedzę i doświadczenie. Nie jeden rodzic swoją wiedzą na temat żywienia, składu produktów mógłby zagiąć w rozmowie nawet dietetyka!
Jakby tego było mało, jesteśmy na tyle świadomi i wyedukowani, że możemy rozmawiać ze swoimi dziećmi. O jedzeniu. Nie musimy im niczego zabraniać, ale możemy nimi kierować w taki sposób, żeby jadły zdrowo, nie były otyłe i wcale nie czuły się poszkodowane!! Musimy też z nimi rozmawiać, budować poczucie własnej wartości. Nie może ono być uzależnione od wagi i wyglądu, ale pozytywne wspieranie sprawia, że dziecku jest łatwiej... lepiej... w końcu też lżej - fizycznie i psychicznie.
Jakby tego było mało, jesteśmy na tyle świadomi i wyedukowani, że możemy rozmawiać ze swoimi dziećmi. O jedzeniu. Nie musimy im niczego zabraniać, ale możemy nimi kierować w taki sposób, żeby jadły zdrowo, nie były otyłe i wcale nie czuły się poszkodowane!! Musimy też z nimi rozmawiać, budować poczucie własnej wartości. Nie może ono być uzależnione od wagi i wyglądu, ale pozytywne wspieranie sprawia, że dziecku jest łatwiej... lepiej... w końcu też lżej - fizycznie i psychicznie.
Często myślicie, że ponieważ nie jemy z Franiem wielu rzeczy, które są w innych domach, nasze dziecko jest poszkodowane. Pewnie podejrzewacie, że jestem świrem żywieniowym, eko mamuśką, która wymyśla i cyrkuje. Nic podobnego. Jestem zwyczajną mamą, która interesuje się tym, co pakuje do żołądka swojego dziecka. Franek nie czuje się ani poszkodowany, ani zły z tego powodu. Dzięki cukrzycy widzę jak jedzenie działa na nasz organizm. Widzę co robi z nim chemia ukryta w batonie czy oszukany obiad, który zdarza się na szybko dostać w barze (albo co gorsza zrobić z torebki!). Widzę jak na dłoni reakcje organizmu na warzywa, owoce, pieczywo, mięso, ryby. Obserwuję i wyciągam wnioski...
Tyle w temacie moich przemyśleń na temat jedzenia. Jestem ciekawa jakie są Wasze wspomnienia z dzieciństwa!? Oczywiście te związane z jedzeniem! A może macie na swoim koncie jakieś zabawne historie??
PS. Zachęcam Was do przeczytania wpisu - WYWIAD Z DIETETYKIEM
od dziecka uwielbiałam słodycze i równocześnie za wszelką cenę próbowałam schudnąć. najgłupszymi metodami niestety ;)
OdpowiedzUsuńJa z dzieciństwa pamiętam pyszne domowe obiady mamy, babci i cioci. Codziennie obiad z dwóch dań. U mnie jest podobnie, mimo życia w ciągłym biegu, zawsze jest obiad i to domowy. Nie robię obiadów z torebki czy głęboko zamrożonych. Może nie zawsze jest super wystawnie i na bogato ale zawsze smacznie, świeżo i domowo��
OdpowiedzUsuńJa jak byłam mała również miałam problem z wagą, jednak jak zaczęłam dorastać to mnie wyciągnęło, jadłam wszystko. Teraz kiedy nie muszę być na diecie, bo nie zmagam się z otyłością, to niestety muszę na niej być ze względów zdrowotnych (alergia). Taka tam ironia losu :)
OdpowiedzUsuńczytam i własnym oczom nie wierze.... to o mnie? ale skąd?jak? sama byłam wychowywana w erze lat 90 a problem otyłości znany mi od lat wczesnej młodości - sterydy zrobiły swoje - takie czasy.... dziś sama stoję na rozdrożu pomiędzy tym co lubi moje dziecko a tym co chciałabym aby jadło... ot taki dylemat matki... chętnie przygarnę jakieś pomysły na ciekawe i zdrowe śniadania do szkoły:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj Kochana nie Ty jedna śniadaniówki nosiłaś do szkoły :) U mnie chyba nigdy, przez całą podstawówkę nie zdarzyło się, bym dostała coś innego niż kanapki do szkoły, które chyba od 4 klasy robiłam sobie sama :) I z jajkiem też nosiłam, choć rzadko, ale inni też nosili :) Za to zawsze zazdrościłam mojej koleżance, że po szkole ona szła do sklepu i kupowała a to drożdżówkę, a to gumę, a to loda, a ja nie kupowałam, bo nie miałam pieniążków. No ale dziś mogę kupić sobie co tylko chcę, a wspomnień nikt mi nie odbierze, bo miło powspominać sobie :)
OdpowiedzUsuńA ja zawsze chciałam przytyć! dopiero po 20tce udało mi się przekroczyć próg 50kg;) zawsze jadłam obiady za dwóch, kebaby, zapiekanki, chipsy, lepiej mnie było ubierac nic dawac jesc ;) mimo to zawsze bylam tym chudzielcem :(
OdpowiedzUsuń