Ten tekst zacznie się niewinnie...Wylewanie żali czy wyrażanie stanowczych, kontrowersyjnych opinii należy już do rzadkości w tym miejscu. Czuję jednak nieodpartą potrzebę napisania tekstu w strefie mamy. O mężczyznach, których nie lubię coraz bardziej. Za mną już osiem miesięcy walki. Tak walki. Nie z kilogramami, nie z własnymi słabościami (chociaż może jednak?). Walki o swoją niezależność, którą naprawdę zatraciłam w momencie założenia rodziny. Walki o siebie i męża, z Mężem.
Teraz mogę napisać, że był to trudny czas. Macierzyństwo pełne trosk i nieprzespanych nocy. Właściwie odkąd pojawił się Franio, nie przespałam ani jednej nocy normalnie. Od dnia narodzin towarzyszył mi ogromny stres, lekarze, szpitale. Później okazało się, że moje dziecko ma wszystkie możliwe dolegliwości związane z okresem niemowlęcym - kolki, straszne ulewania, bardzo mało spał, płakał w nocy. Był taki czas, kiedy ciągle płakał. Potem nie chciał jeść nic poza mlekiem (a i to z wielką łaską), a jeszcze potem.... sami już wiecie... pojawiła się cukrzyca.
A Mąż? No cóż... Pewnie jak to statystyczny Mąż (z tych gorszych statystyk). Zbudował sobie swój azyl, w którym było mu lepiej. Mnie zostawił (psychicznie) z całym tym światem spadającym mi na głowę. Nie odpychałam go od dziecka i naszych codziennych spraw. On sam nie chciał. Jak to kiedyś określił "bo on musiałby ze wszystkiego zrezygnować, a wcale tego nie chce...". Przyznam szczerze, że wtedy we mnie coś pękło i te słowa, wypowiedziane kilka lat temu nadal we mnie siedzą. W tym dniu przestałam myśleć o mężczyznach wyłącznie pozytywnie. Przykłady moich przyjaciółek, koleżanek i dalszych znajomych, utwierdziły mnie w przekonaniu, że rzeczywiście coś jest nie halo!
Zgadza się, nie jesteśmy ideałami, ale przyznacie same, że mężczyźni wymagają od nas znacznie więcej niż od siebie samych. Zaczęłam się rozglądać dookoła i uderzył mnie obraz współczesnego mężczyzny, którym jest również mój mąż. Mają się za lepszych od nas. Mało tego, mają się za lepszych od kogokolwiek innego. Zawsze wydaje im się, że wyglądają lepiej niż niejedna krytykowana (powierzchownie) przez nich kobieta. U nas widzą obwisłe cycki czy za duży brzuch. Ich wielki bęben i wiszące na nie-tyłku gacie są przecież ok!
Jako pracodawcy, zatrudniają nas nie raz tylko dlatego, że wpadłyśmy im w oko. Po co są CV ze zdjęciem (a czasem nawet ze zdjęciem całej sylwetki!)? Dla selekcji - ta jest brzydka, ta jest gruba, ta nie w moim typie. Tak się dzieje, na serio. A kiedy nie chcesz się poddać "panu i władcy", padasz ofiarą mobbingu, molestowania. W końcu sama się zwalniasz albo wylatujesz z pracy. Jeśli sama się zwalniasz to w JEGO oficjalnej wersji nie byłaś dobrym pracownikiem (łagodnie pisząc) albo kurwą (w wersji hard).
Zgadza się, na wzajemny szacunek trzeba sobie zapracować. Ale wśród nich są tacy, którzy poza samouwielbieniem i szacunkiem do swoich własnych wartości (które przestawiają sobie jak im pasuje), nas nie szanują. Nie szanują nawet innych mężczyzn - srają we własne gniazdo.
Zauważyłam też, że my, kobiety, jesteśmy traktowane jako narzędzia. Stałyśmy się narzędziami w rękach mężczyzn. Ich garnkami, odkurzaczami, gumowymi lalkami, które można przecież w każdej chwili i bez konsekwencji odstawić na bok spuszczając powietrze. Odstawić, założyć nową rodzinę (a często już "tylko" ograniczają się do luźnych relacji, dając nogę kiedy tylko zaczyna się zacieśniać). Starą rodzinę można zostawić żonie - przecież to ONA ją chciała!
My musimy - oni mogą. My musimy zmienić wkłucie dziecku, przebrać pampersa, wykąpać je, nakarmić. Musimy iść do pracy, dobrze wyglądać, uśmiechać się. Oni mogą. Mogą, ale czasami im się nie chce. Są zmęczeni po pracy (bo przecież zarabiają więcej niż my i pracują naprawdę - nie tak jak my!). Krzyczą, że w domu jest syf, ale czy wezmą szmatę do ręki chociaż na 30 sekund? My jesteśmy ich szmatami. Niektórzy nawet talerza po sobie nie umyją. Tak ich nauczyłyśmy.
Przepraszam Was drodzy Panowie. Nie wkładam wszystkich do jednego wora, ale sami przyznacie, że ci z was, którzy cenią sobie rodzinne wartości i poświęcają się rodzinie w takim samym stopniu, jak kobieta, są w znacznej mniejszości. Są tacy, którzy są wspaniałymi mężami i ojcami - wiem o tym, chwała im za to! Tak jak jednak wyżej napisałam, są oni w mniejszości.Coraz mniejszej mniejszości. Zgadza się, niektóre kobiety też są przebiegłymi, zdradzającymi, mobbingującymi egoistkami. To przecież najczęstszy argument, który pada. Ale czy czegoś (kogoś) Wam one nie przypominają? Nie widzicie w nich prawdziwie męskich cech? Jeszcze tych z czasów, kiedy mężczyźni byli mężczyznami a nie metroseksulanymi, wypacykowanymi egoistami?
Kiedy słyszę/obserwuję historie niektórych kobiet aż włos mi się na głowie jeży. Same pozwalają zepchnąć się do roli kochanki (kochanek ma przecież rodzinę i wspaniałą żonę, nie może z niej zrezygnować bo drugiej takiej słabo widzącej może nie trafić). Same pozwalamy im dowartościowywać się własnym kosztem. Partnerstwo? Owszem, ale na ich zasadach.
I taka jest prawda!
Prawda o tym, że kobieta po 30-tce ma naprawdę niewielkie szanse na normalny związek, bo dla was jest już starą prukwą. Wy jesteście wiecznie młodzi przecież.
Prawda o tym, że manipulujecie nami poprzez dzieci. Część ojców ręki nie przykłada do opieki nad nimi czy przejęcia części obowiązków domowych, ale kiedy dochodzi do rozwodu, włącza się Wam funkcja: tatuś.
Nie sprzeciwiacie się i nie buntujecie, kiedy w domu jest czysto, uśmiechnięta żona czeka na z ciepłym obiadem. Waszym ulubionym. Kiedy nie pyta gdzie wychodzisz i o której będziesz. Kiedy rozumie, że dłużej musiałeś zostać w pracy. Nie ma pretensji, kiedy musisz się zdrzemnąć. Nawet nie macie nic przeciwko, żebyśmy przyniosły do domu więcej pieniędzy, niż wy.
Prawda jest taka, że buntujecie się i sprzeciwiacie, kiedy żona czegoś od was chce. Kiedy musicie przerwać drzemkę albo grę na Play Station. Kiedy mówi się wam: a może tym razem ty odkurzysz? Pomożesz mi i wytrzesz podłogę? No i niedobrze jest, jeśli zarabiamy tę marną najniższą krajową - to jest przyczyna wszystkich rodzinnych kryzysów i niepowodzeń finansowych...
Prawda jest taka, że rzeczywiście pracujecie, czasami jesteście sfrustrowani, żyjecie pod presją posiadania rodziny, wrednego szefa, kredytu we frankach. Wcale jednak nie zwalnia Was to z bycia konsekwentnym w podjętej decyzji o posiadaniu rodziny.
Prawda jest taka, że zdradzacie nie widząc w tym nic złego skoro żona nic na ten temat nie wie. I zawsze stawiacie się wyżej, jak byście byli od celów wyższych. A nie jesteście. Jesteście od takich samych celów jak my, kobiety.
Prawda jest taka, że nie jeden facet po prostu nie zasługuje na swoją żonę, dziewczynę.
Prawda jest taka, że same budujemy im ten idealny świat. (PODKREŚLAM: MAMY TO NA WŁASNE ŻYCZENIE!). Budujemy im koncepcję "księcia o złotych jajkach" - jak to kiedyś usłyszałam. Niestety jesteśmy współwinne temu, jacy oni są.
Ej, ej, ja się starą prukwą nie czuję!;)
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, to mocny tekst, rozumiem, co czujesz, ale tak jak piszesz - nie ma, co wszystkich do jednego wora wrzucać. Czasem też się wkurzę, że facet czegoś nie zrobi, ale ja patrzę na to inaczej - ja nie potrafiłabym zapewnić utrzymania rodzinie i za to podziwiam mojego męża.
Ja jestem całkiem niedostosowana społecznie, nigdy w żadnej pracy na etat nie umiałam wytrzymać, pieniądze przepuszczam szybciej niż się pojawią... Gdyby nie mój mąż, to bym marnie zginęła:)
Faceci mają swoje wady, my też mamy. Ja patrzę na to tak, że oni muszą znosić nasze PMSy, marudzenia i wahania nastrojów, a my ich brudne skarpetki na podłodze i zaleganie na kanapie;) Moim zdaniem to się wszystko w miarę wyrównuje.
Kiedyś moja mama mi powiedziała, że mężczyźni się boją dlatego tak się zachowują. Dziecko chore? To on nie chce mieć z tym nic wspólnego, bo się boi, zaczyna go to przerastać. Kobiety zawsze pod tym względem są silniejsze. Ja sama pamiętam jak byłam chora, miałam wtedy z 7 lat i się zatrułam po czym wylądowałam w szpitalu - mój ojciec ode mnie się oddalił mówiąc, że ona nie może, nie umie i nie chce patrzeć jak wymiotuje. W szpitalu też do mnie nie wchodził na salę tylko zawsze mama.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o to ocenianie kobiet przez mężczyzn. To nie od dziś wiadomo, że mężczyźni są wzrokowcami. Oni po prostu inaczej nie potrafią oceniać. Z kobietami jest inaczej, mamy większe "horyzonty". Owszem, czasem mężczyzna na nas krzyknie, powie coś nie miłego, ale mi się wydaje, ze to jest ich jedyny sposób na pozbycie się stresu. Mówią, że mężczyźni to są te osoby silne, ze wszystkim sobie radzące, a tak naprawdę wszystko jest na głowie kobiet. Ja sama po sobie widzę, nie mam męża, ale partnera i zawsze wszystko jest na mojej głowie, nawet takie pierdoły jak to gdzie mamy iść się rozerwać. Rzadko kiedy spotkałam się z jakąś inicjatywą z jego strony. Mężczyźni nie znają innych rozwiązań jak krzykiem i złością - przynajmniej tak to wygląda.
Wiesz... ja nie wiem czy się boją, nudzą czy po prostu tacy są. Faktem jest, że ich zachowania są coraz bardziej bezczelne i coraz częściej stawiają siebie wyżej niż swoje żony, matki swoich dzieci. Nie potrafią i nie chcą rezygnować z beztroskiego życia. Może ich to przerasta. Prawda jest taka, że każdego coś uwiera. A jak go uwiera to próbuje to zmienić. Wszystko jest dla ludzi. Tylko trzeba pamiętać o szacunku do drugiego człowieka (mężczyzny do kobiety i odwrotnie też). Trzeba też mieć klasę i honor, ale o tym to już możemy w większości przypadków zapomnieć. To, że nie znają innych rozwiązań też ich wcale nie tłumaczy. Bo pewnie niejedna kobieta, która zaczęła krzyczeć i złościć się po prostu w pysk dostała ;( Bardzo Ci dziękuję za ciekawy komentarz :)
UsuńMocny tekst,ale prawdziwy! Swietnie to wszystko opisalas. Chyba przetlumacze I wrzuce w wiec,zeby I ci niepolscy panowie poczytali I przemysleli...
OdpowiedzUsuńTak, w każdej ironii jest ziarno prawdy ;) Zdaję sobie sprawę, że w niektórych krajach jest jeszcze gorzej hehe
UsuńWidzę, że przelała się czara goryczy i dobrze, czasem choć na chwilę pomaga uzewnętrznienie uczuć i wykrzyczenie wszystkich żalów. Nie wiem, czy będziesz miała ochotę, ale zapraszam do poczytania mojego bloga, nie mówię, że mam gorzej niż Ty, ale sama zobacz...
OdpowiedzUsuńCzy czara goryczy? Nie wiem. Mój mąż plasuje się w "średniakach", jeśli tak mogę to określić. Na pewno do Ciebie zajrzę :*
UsuńPowiem tak: niestety mogę podpisać się pod Twoim tekstem. Niestety bo nie podoba mi się dokąd to wszystko zmierza. Aż strach pomyśleć...
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten tekst ;*
Nie lubię uogólniania, jestem egoistą jak każdy z nas, ponieważ każdy z nas chce mieć jak najlepiej dla siebie. Jednak rodzina to dla mnie wielka wartość i jako młody człowiek w przyszłości chciałbym założyć rodzinę, a swoim dzieciom dać to czego ja nie miałem czyli ojca który jest, a nie woli pracę od dziecka. Wiele Polek zaraz po ślubie tyje i przestaje o siebie dbać, tak samo z facetami. Co do pracy z ładymi kobietami, to jeśli miałbym wybierać do zatrudnienia ładna kobietę lub brzydką z tymi samymi umiejętnościami, to wybrałbym tą ładną i tak samo z facetem, też wolałbym przystojniejszego. Zresztą jako osoba urządzająca sobie podróże kulinarne wole te restauracje gdzie kelner jest przystojny i zadbany, niż tam gdzie jedzenie poda mi brzydki, pryszczaty z tłustymi włosami. Wydaje mi się że to jest naturalne wśród ludzi. Tak samo jak zdarzy się trafić na skurwysyna, to też trafi się na sukę w życiu i dlatego umiejętność znania się na ludziach, jest przydatna.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://sonast.blogspot.com/
niestety ludzie się zmieniają. po ślubie przestajemy dbać o siebie i o drugą osobę. Po co się starać, jak już wszystko zaklepane ;) no i kiedyś się naprawiało - teraz się wymienia. niestety... Wyjątki tylko potwierdzają regułę. :)
OdpowiedzUsuńNiezły, mocny i zarazem prawdziwy tekst! Choć przyznaję rację, że przed ślubem mój prawie wtedy mąż starał się bardziej - wyręczał w czym mógł, to po ślubie to trochę się zmieniło. Ale oddaję mu też honor, że dużo i tak mi pomaga i w domku, i z dziećmi, i jak co to nawet w zakupach wyręczy, prasowanie za mnie odwali - bo wie, ze tego nie lubię, porządki też zrobi, czy ugotuje lub pralkę nastawi - choć tego ostatniego wolę by nie robił, żeby mi ciuchów nie zniszczył, hi, hi :) Ale znam i takich, co jak było wyżej w tekście - wracają do domku i widzą małą skazę na podłodze, obiad muszą mieć podane pod nos, bo sami sobie nie nałożą, no i jeszcze i tak powiedzą, że JEGO żona cały dzień siedzi w domu i nic nie robi. No cóż - tak jak i kobiety różne są, tak i mężczyźni też :)
OdpowiedzUsuńNiestety tacy w większości mężczyźni są. Ja też się o tym przekonałam zaraz jak pojawiła sie nasza córka Zosia. A jak zachorowała na cukrzycę to niestety zostałam z tym sama. Po roku doszła celiakia i niestety musiałam zrezygnować z pracy,bo nie dawalam już rady. A jak zapytałam męża dlaczego nie staje do córki w nocy i nie gotuje dla niej to usłyszałam,że ka jestem mamą i muszę to robić i mam obowiązek,a on cisza. Taka niestety jest rzeczywistość.
OdpowiedzUsuń