Ten rok będzie należał do mnie. I nie zamierzam tego ani ukrywać, ani tym bardziej się wstydzić. Nie będę miała wyrzutów sumienia, że jestem ja i tylko JA. Egoizm.... Zdrowy egoizm. Tak się będzie nazywać mój rok. Nie rok kozy, Chopina, ale mój rok - zdrowej egoistki. Bo - jak to mówią na zajęciach fitness - To jest Twój czas! W końcu do mnie dotarło - to jest mój czas. Już ja się o to postaram!
Wraz z godziną zero wstąpiła we mnie nowa energia i wiara. Ostatnie dwa tygodnie poświęciłam na przemyślenia, przejmowanie się i trawienie pewnych rzeczy, na branie leków nasennych. I teraz z tym koniec. Wszystko sobie poukładałam. Stawiam w tym roku na zdrowy egoizm!
Ostatnie lata skupiały się na pracy (no stop), potem na Franku (z większą intensywnością, kiedy zachorował) i na mężu, któremu zawsze starałam się dogodzić najlepiej jak potrafiłam (z różnym skutkiem). I teraz stawiam czarną grubą krechę. Mówię STOP. Przejmowanie się tym co mówią i robią inni, chciejstwo na to, żeby każdemu było dobrze, wytężanie się i wymaganie od siebie, żeby dać jeszcze więcej , spowodowało, że zupełnie zatraciłam siebie a swoje ciało i umysł doprowadziłam do ruiny. Teraz na nowych fundamentach będę budować siebie od nowa. Tak postanowiłam.
I nie jest to wcale postanowienie noworoczne - czas, w jakim to następuje to czysty przypadek. W zeszłym roku zrobiłam duży postęp dla siebie samej. Tak jak Wam pisałam w lutym "teraz walczę o to, żeby odbudować poczucie własnej wartości". Odbudowałam, udało się w kilka miesięcy stworzyć solidny fundament.
Dzięki temu widzę też, że i wyjście do ludzi w tym roku dało mi wiele. Po tym czasie, kiedy nieco się już nasyciłam zauważam, że wraca kolejna moja cecha z dawnych lat - znieczulica. Znieczulica na pierdoły i problemy z dupy. Na ludzi też - tych, którzy mają inne patrzenie na świat niż ja - interesownych i jak chorągiewki na wietrze poruszających się zależnie od kierunku wiatru. Ale nie jest mi smutno i nie jest mi żal i wcale nie mam tak, że przestałam kogokolwiek lubić czy szanować. Po prostu nauczyłam się przyjmować ich takimi jakimi są (i jakich ich nie ma). W końcu też mam swoje wady ;)
Ale miało być o mnie nie o innych. Taki jeden z nielicznych postów w roku - zdrowej egoistki. O ciało, twarz i zdrową dietę znacznie łatwiej jest zadbać niż o to, co dzieje się w głowie. W mojej działo się za dużo. Teraz nie dzieje się nic. Pustka, która cieszy mnie jak nigdy :)
Nie potrzebuję coacha - jestem nim sama dla siebie. Jeśli będę potrzebować to mam prawdziwych życzliwych, którzy mi pomogą ;)
Kiedy coś zacznie mnie męczyć znowu, właściwie za każdym razem kiedy coś się będzie działo, jako pierwsze zadam sobie pytanie: jaki to ma wpływ na mnie, co mi da (w sensie metafizycznym, ale materialnym również)? Nie pomyślę najpierw o innych!
Dam sobie czas na odpoczynek i stanę się bardziej produktywna. Zaczynam walczyć o swoje. Zaspokajać swoje potrzeby - SWOJE A NIE INNYCH. Innych w stopniu nie kolidującym z moimi (no i potrzebami mojego dziecka). Brzmi strasznie?
Do tej pory szanowałam innych - teraz zaczynam przede wszystkim szanować siebie!
Trzymam za ciebie kciuki! To ci się należy!
OdpowiedzUsuńdzięki! :*
UsuńOj mi przydałoby się takie podejście do życia. Życzę Ci, aby ci się udało
OdpowiedzUsuńmusiałam nieźle dostać w dupę, żeby do tego dojrzeć ;) Uda się na pewno!
UsuńW końcu zmądrzałaś.....
OdpowiedzUsuńhehe, no trochę czasu to zajęło, ale teraz będzie coraz lepiej ;)
Usuń