logo

Przykro mi, Państwa dziecko jest chore... część 1

By | czwartek, października 02, 2014 6 comments

Dziecko jest chore... Każdy to słyszał i doskonale wie, jakie skojarzenia potrafią wywoływać w naszych głowach. To, co dla jednych jest jedynie fragmentem kwestii w filmie, informacją przemykającą się w wieczornych wiadomościach, dla innych staje się niestety faktem... Nie zawsze wygląda to tak, jak w serialu. Czasami lekarz bąknie to w korytarzu, czasem zaprasza na poważną rozmowę do swojego gabinetu. Mówi TO i uznaje, że spełnił swój obowiązek. Odwraca się. Idzie ratować dziecko - twoje albo już inne. A ty zostajesz sam na sam z informacją, którą w kilka sekund twój mózg tak mocno zapisał w pamięci, że będzie ona siedziała w tobie już do końca życia.


Informacja o tym, że dziecko jest chore i chore będzie albo wymaga intensywnego leczenia, to jest szok. Uwierzcie mi, na takie słowa człowiek nie jest przygotowany nigdy - nawet jeśli się domyśla prawdy, bardzo skutecznie ją wypiera. Kiedy już dopuści do siebie fakt o chorobie, towarzyszy mu cała masa emocji. Teraz, z perspektywy czasu mogę Wam napisać, że jest to mimo wszystko niesamowite i niewytłumaczalne, bo w jednej chwili ciało i umysł wypełnia niewyobrażalna ilość myśli i uczuć. Problem polega na tym, że na początku niezwykle ciężko jest je wszystkie nazwać, dopuścić do świadomości i opanować. A bardzo często na oddziałach szpitalnych możemy spotkać dziesiątki zabieganych lekarzy, humorzaste pielęgniarki i ani jednego psychologa!

Rodzic, który dowiaduje się, że czeka go długa batalia o zdrowie i życie dziecka powinien mieć profesjonalne wsparcie. Psycholog powinien być obowiązkowo na każdym oddziale dziecięcym. Powinien być do dyspozycji rodzica, pomóc mu. Jeśli nie chce skorzystać z takiej pomocy (a wątpię, bo nawet jeśli nie chce się na początku, to później przychodzi ogromna potrzeba porozmawiania o nowej sytuacji), psycholog powinien być zawsze obok.

Zapytacie dlaczego? Powiem Wam! Rodzice muszą otrząsnąć się z szoku i zebrać siły na długą, ciężką batalię. Muszą wszystko szybko poukładać, na zawsze przeorganizować swoje życie, zmienić priorytety, zebrać całą swoją energię. Wszystko to dla dziecka. Dla wygranej z chorobą, jakakolwiek by ona straszna była.

Zastanawiacie się, jakie emocje towarzyszą ciężkiej chorobie dziecka? Powiem Wam! Powiem dzisiaj o tym, co przeżywa się na początku. W pierwszych sekundach, minutach, godzinach, dniach, tygodniach... Jest ich tak dużo.... I chcę Wam napisać, że one są normalne. Tak jest. Nie trzeba się ich wstydzić ani z nimi walczyć. Przeleją się przez człowieka, ale ich strumień z czasem będzie coraz mniejszy, cieńszy. Z czasem można sobie z nimi radzić!

Na początku przeżywa się prawdziwy wstrząs psychiczny. Rodzic nie wierzy, nie ma siły nic powiedzieć. Przez myśl przebiega naprawdę błyskawicznie stwierdzenie: to są jakieś jaja, żarty, tak?
ZASKOCZENIE, ale tak ogromne, że aż paraliżujące. W jednym momencie zmienia się wzrok, wygląd twarzy, no i zaczyna się odtwarzanie informacji jak w poczcie głosowej.

NIEDOWIERZANIE I NEGACJA. Wypiera się, oj długo próbuje się przynajmniej wypierać ze świadomości całą sytuację. Mnie włączył się tak zwany "autopilot" - ciało poruszało się zupełnie normalnie, wręcz było wyciszone, ale tym, co się działo w głowie mogłabym obdzielić wszystkie osoby w mieście. Podobno tak było, tak się zachowywałam. Ja tego nie pamiętam! Nie chce się wierzyć lekarzowi, nie chce się dopuścić do siebie myśli o tym, że dziecko właśnie walczy o zdrowie i życie. Po prostu. Nie i koniec!

ZŁOŚĆ, WŚCIEKŁOŚĆ. Wzbiera w człowieku i napiera na świadomość tak, że w pewnym momencie nie widać innego rozwiązania, niż walnięcie pięścią w ścianę, przywalenie głową w lustro w szpitalnej łazience. Jeszcze większa jest chęć rzucenia się na lekarza, pielęgniarkę, duszenia własnego, zupełnie niewinnego męża, który stoi z kamienną twarzą. Za to, że nie okazują emocji, za to, że jesteś niewidzialny, za to, że dziecko leży TAM, a ty stoisz TU! Przysięgam Wam, że człowiek ma wrażenie, że tylko przysłowiowe "przywalenie komuś w mordę" może przynieść ulgę. Ale nie przynosi. Podobno pozwala tylko rozładować skumulowany ładunek emocjonalny :)


A kiedy mija już kilka godzin, dni, tygodni przychodzi ROZPACZ. Ogromna, wzmagająca się za każdym razem, kiedy patrzysz na dziecko. I jest tak, że czasami nie patrzysz na nie, żeby wcześniejsze emocje znowu nie eksplodowały.
Uczuciem, które z czasem ustępuje w 90% jest ŻAL. Do siebie - bo nie zapobiegłam (czy to w ogóle było możliwe?). Do lekarzy - bo dla nas rodziców zawsze działają za wolno, za zimno. Do świata - jak on mógł na to pozwolić? Dlaczego akurat moje dziecko? Gdzie jest Bóg? Dlaczego nikt nie widzi tej naszej tragedii? Żal, bo świat idzie do przodu i nad naszą sytuacją przechodzi do porządku dziennego. A ja w niej nadal tkwię!

Nie kończący się SMUTEK. Taki, którego nie doświadczy się w żadnej innej sytuacji. Wypełnia całe ciało, osłabia je, a nawet zadaje fizyczny ból. Uwierzcie mi, że smutek może boleć. Powie Wam to każdy rodzic, który walczył i walczy o życie swojego dziecka. I tego smutku jest chyba najwięcej. To on utrzymuje się najdłużej. Bo nawet jeśli już będzie dobrze, zostaje z nami na zawsze, gdzieś w zakamarkach duszy i świadomości. Smutek, który boli fizycznie.

ZMĘCZENIE fizyczne i psychiczne. Po oddziałach często chodzą rodzice-cienie. Walczący nie tylko z chorobą dziecka, ale i własnym zmęczeniem, znużeniem, fizycznym przemęczeniem. Brak apetytu, niemożność zaśnięcia (jak się zamknie oczy jest gorzej -włącza się myślenie), zaspokajania własnych potrzeb fizjologicznych. Zmęczenie jest ogromne i nie pomaga tutaj ani kawa, ani krótki powrót do domu. Inną kwestią jest to, że moim zdaniem rodzicowi często włącza się "umartwianie". Jest to rodzaj kary, którą sobie narzucamy albo chęć pełnej integracji z dzieckiem. Cóż mogę tu napisać... Po prostu trzeba to przeżyć, przetrwać, a potem zrobić wszystko, żeby szybko się zregenerować i mieć siłę - dla dziecka.

Najbardziej wkurzającym uczuciem jest BEZSILNOŚĆ. Świadomość tego, że nie masz wpływu na organizm dziecka. Bezsilność wobec jego płaczu. Wobec służby zdrowia, która czasem się ociąga, ignoruje pacjenta. Bezsilność wobec systemu - kiedy nie masz leku, kiedy wiesz, że musisz uciec za granicę, żeby dać dziecku szansę. Kiedy wiesz, że nie stać cię na to, aby zapewnić mu 100% sprzętu, lekarstw, rehabilitacji. Bezsilność kiedy lekarze każą czekać albo mówią Ci, że wszystko wróci do normy. A Ty wiesz, że już nie wróci...

Informacja o chorobie dziecka powoduje traumę. I nawet kiedy dziecko wyzdrowieje, sytuacja się unormuje, a rodzic nauczy się żyć z chorobą, te pierwsze dni, tygodnie, miesiące zostają w nim do końca życia. Wracają co pewien czas i odgrzebują wszystkie emocje. I choć nie są one już aż tak bardzo intensywne, naprawdę znowu bywa ciężko. Pamięta się tę wyjątkowo paskudną mieszankę pierwszych emocji.




Nowszy post Starszy post Strona główna

6 komentarzy :

  1. Ja sobie nawet nie chcę wyobrazić, co czuje w takim momencie rodzic :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. noooo, są to ciężkie chwile... Wszystko trzeba przeżyć a potem przeć dalej do przodu!

      Usuń
  2. Okropnie smutne... Ile jest niesprawiedliwości na tym świecie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda, ale dzięki temu można jeszcze bardziej docenić zdrowie i życie :)

      Usuń
  3. Pożyczam i wrzucam na swój profil fb, bo jak to czytam to tak jakby o mnie było napisane :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, cóż mam napisać.... Ten kto przeszedł wiele, wie jak to jest... ;) Ale trzeba wierzyć, że w końcu będzie lepiej. Zachęcam Cię też do przeczytania części drugiej tego wpisu: http://cukromania.blogspot.com/2014/10/przykro-mi-panstwa-dziecko-jest-chore_20.html
      Pozdrawiam Cię serdecznie :)

      Usuń