Mogłabyś minąć ich na ulicy. Uśmiechnąć się pod nosem widząc
roześmianą pięcioosobową rodzinkę. Mamę, Tatę i trzech chłopców – malutkiego,
troszkę starszego i większego. Pomyślałabyś – fajnie, są szczęśliwi, dzieci
roześmiane od ucha do ucha, zazdroszczę im! Nie wiesz jednak, że dwoje z nich
przeszło przez gehennę, przez krótki czas swojego krótkiego życia byli nieszczęśliwi, zaniedbani, głodni...
-
Kocham Cię Mamo!
-
Ja też Ciebie kocham
-
A mnie?
-
Ciebie też, i Ciebie, i Ciebie...
Nie tłumaczą innym dlaczego dzieci mają imiona takie, a nie
inne. Dlaczego jeden ma włoski blond jak aniołek, a drugi czarne jak mała
owieczka. Zabierają wszędzie ze sobą, każdemu poświęcają tyle samo uwagi. Nawet
najstarszy z braci broni młodszego jak lew. I chociaż wszyscy w tej rodzince
wiedzą, że dwoje dzieciaczków ma inną mamę i innego tatę, żyją normalnie. „Nie
oddam ich, nie mogą nam ich już przecież zabrać...” – mówi najstarszy brat.
Obserwowałam ich. Widziałam na własne oczy! Kiedy jest
miłość w rodzinie... w rodzicach, nic innego nie ma znaczenia. Dla nich nie ma
znaczenia czy chłopcy byli z nimi od samego początku, czy zostali ich synami
troszkę później. Do kogo są podobni, czy są genetycznie obciążeni poważnymi
chorobami. Miłością i zainteresowaniem wynagradzają sobie nawzajem wszystko. I
chyba z tego czerpią siłę, bo innego wytłumaczenia nie widzę. Ciężko jest
ogarnąć trzech rozbrykanych chłopców!
Widziałam ich niedługo po tym, jak rodzinka się powiększyła–
z dnia na dzień – o dwoje dzieci. I widzę teraz. 18 miesięcy wystarczyło, żeby
dzieci, małe dzieci, zapomniały o tym, co było złe. Żeby mówiły Mamo, Tato –
kocham Cię! Żeby jadły spokojnie, nie wyrywając sobie jedzenia, nie płakały po
nocach. Żeby przekomarzały się między sobą beztrosko jak bracia z jednej krwi,
choć tak naprawdę nimi nie są... Nie wszyscy...
Muszę Wam o tym napisać, bo bardzo mnie poruszyli. Jest to
fajne, pozytywne (choć nie zawsze w życiu było pozytywnie). Jest tak, jak być
powinno. Podziwiam Rodziców za to, że znaleźli w sobie odwagę i siłę, aby dać
dom kolejnym dzieciom. Dać im szansę na lepsze życie, wyrwanie się z patologii,
normalne funkcjonowanie. Robią to tak naturalnie i mądrze, że ktoś, kto na nich
patrzy z boku, nie ma najmniejszych wątpliwości. Są to właściwi ludzie, na
właściwym miejscu.
Wystarczyło półtora roku, żeby stali się silną, scaloną
rodziną. Żeby wszystkie dzieci pokochali tak samo. Tak!! Tak mówią... Zapytałam
– z ciekawości. Wszystkie kochają tak samo i nie wyobrażają sobie innego życia.
Życia bez dodatkowych dwóch malców – szczęśliwych i ufnych jak nigdy przedtem.
-
Ciociu, Ciebie też kocham! - Zamurowało mnie... Serio, serio :) Są takie dzieci, których po prostu nie da się nie lubić, nie można do nich nie
uśmiechać :) I nie rozumiem jak, dlaczego i po co ktoś kiedyś je skrzywdził. Im się udało –
miały szczęście trafiając do wspaniałej rodziny. Z takimi ludźmi warto
przebywać. Takim ludziom warto pomagać. Z takich ludzi powinno się brać
przykład!
Jasne, nie każdy nadaje się na rodzinę zastępczą, adopcyjną.
Są to sprawy trudne, często okupione godzinami spędzanymi u psychologa. Jest to
prawie rok starań, wątpliwości, wyobrażeń, które potem weryfikuje życie. Nie
powinno się jednak mieć wątpliwości co do tego, czy jest się w stanie pokochać
obce dziecko. Kiedy przekroczy się z nim próg własnego domu, wspólnie odpędzi
smutki i strachy, miłość przychodzi niemal tak szybko, jak w chwili narodzin.
Tak, wiele dzieci dzięki ludziom o pojemnych sercach może narodzić się na nowo.
I żyć szczęśliwie.
W tle pojawia się też wiele obaw. Czy będą zdrowe? Czy
wychowanie i zmiana otoczenia wystarczy, żeby wyrosły ma mądrych i dobrych
ludzi? Czy będą piły, narkotyzowały się tak, jak ich rodzice? Czy ich mama się
pojawi? Ale czy warto się martwić na zapas? Chyba lepiej tę energię
zainwestować po prostu w miłość i dobre wychowanie!
Piękny wpis :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :*
UsuńU mnie w rodzinie są dzieci adoptowane. Są takimi samymi członkami naszej rodziny jak my wszyscy i nikt sobie bez nich już nie wyobraża życia!
OdpowiedzUsuńDla mnie jakieś stereotypy, że to dzieci z patologii, że w przyszłości będą takie a takie są jedną wielką brednia.
myślę, że ogromną rolę w kształtowaniu człowieka odgrywają nie geny, ale wychowanie i miłość
UsuńOjjj cudnie :-*
OdpowiedzUsuń