Achhh, gdybym tak była czarodziejką... Gdybym miała magiczną moc... Nasze życie byłoby jeszcze piękniejsze. Wyczarowałabym Franiowi dużo zdrówka. Spełniała jego życzenia jednym pstryknięciem palca i pokazała miejsca, do których nigdy zapewne byśmy nie dotarli, gdyby nie te moje czary. I Mężowi wyczarowałabym lepsze zdrowie. I sobie ładną figurę, długie blond włosy... :P Nawet naszemu kulawemu psu dostała by się nowa, zdrowa łapka. Póki co jednak, żadnych zdolności w sobie nie odkryłam. Mąż mówi zawsze tylko o jednej - "Masz wyjątkowy dar wyprowadzania mnie z równowagi" :P No i jest... Jest jedno miejsce, w którym czuję się tak, jakbym czarowała...
Kuchnia to moje królestwo. Odejdź precz, nie pomagaj, ja siama!!! Uwielbiam gotować i piec. Pewnie dlatego też nigdy nie będę szczuplaczkiem. Ale więcej przyjemności sprawia mi proces gotowania i eksperymentowania niż samo jedzienie. No i dzisiaj zabrałam do kuchni tę moją magiczną różdżkę. Prócz światełka w lodówce było kilka produktów, które wypadało już zużyć, aby nie wyrzucać. Nie lubię wyrzucać jedzenia!! No i wyczarowałam pychotkę na weekend :) Wyszło smakowicie a przepis stworzyłam sama! No mówię Wam - wyczarowałam go :)
TRUSKAWKOWE MUFFINKI Z NIESPODZIANKĄ
Składniki:
1 szkl mąki orkiszowej
1/2szkl mąki pszennej
1/2szkl ksylitolu
3 jajka (w zamiarze były 4, ale jedno postanowiłam zaoszczędzić na co innego :P)
2/3 małego słoiczka dżemu (ok. 100g) - miałam własnej roboty, już otwarty, więc dałam tyle, ile było
2/3 kostki margaryny KASIA (mąż kupił przypadkiem - pomylił ją z masłem...)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka śmietany
truskawki
sól
Namieszałam trochę i się przeraziłam, że nie mi się ten eksperyment nie uda, ale czary mary... i poszło :)
Białka ubiłam. W osobnej misce wymieszałam żółtka z ksylitolem po czym dodawałam zamiennie mąki i roztopioną (chłodną) KASIĘ. Całość zrobiła się mega gęsta, więc szybko dodałam dżem, łyżkę śmietany no i te ubite białka. Potem już było ok :P No i do foremek - spora łyżeczka ciasta, cała truskawka (nieduża) i na wierzch znowu łyżeczka ciasta... albo dwie :) W piekarniku siedziały muffinki 30 minut (180stopni termoobieg)
A oto fotorelacja z czarowania :D Smakują jak maślane ciasteczka z dodatkiem truskawek, nie kruszą się, są idealne do popołudniowej kawy i na śniadanie :)
Mmmmmmmmmmmm... ale pyszniasto wyglądają te cudeńka! Smacznego życzę i oblizuję ślinkę, która mi cieknie! :)
OdpowiedzUsuńFaaajne:) zgapiam od Was przepis jak nic:D ja też utalentowana jestem zwłaszcza muzykalnie-najlepiej mi wychodzi granie Mężowi na nerwach;)
OdpowiedzUsuńWyglądają przepysznie. Zrobię takie w weekend ;)
OdpowiedzUsuńPycha :-)
OdpowiedzUsuńJak je zobaczyłam na fb, to nie mogłam się napatrzeć, a i z przepisu skorzystam :-)