Stres, stres, stressssss.... zabija mnie powoli acz skutecznie! Cały tydzień zapindalania - sprzątanie w domu, pisanie do nocy, ganianie za Frankiem jeżdżącym na łolelku... Mózg nakręcony do granic możliwości, pracuje na najwyższych obrotach - w dzień i w nocy - podczas wędrówek między naszym łóżkiem a pokojem Frania... Mamo to a Mamo tamto. Kochanie, gdzie jest moja bluzka? Co dzisiaj na obiad? W pracy problemy. Cukier, uffff, w końcu dobry... No ale pewnie za chwilę nie będzie już dobry - bo skoczy albo kurde spadnie... Franek nie skacz bo nisko, Franio nie płacz zaraz zbijemy hipo po obiedzie... NIE, nie możesz jeszcze zjeść lodów, bo... no boooo, hmmm, nie ma jeszcze lata! Aaaaaaaaaaaa! O tak wrzasnęłam dzisiaj w lesie! A potem jeszcze raz i jeszcze jeden. Pomogło :) A cały tydzień próbowałam różnych sposobów!
Poniedziałek... no spoko, dzień po urodzinach Frania... nałaziliśmy się, więc luzik w gumie, będzie dobrze... Uuupsss, nie będzie :( Nie zauważyłam zlecenia... z piątku, skrzynka dopchana nowymi tekstami... Bossko po prostu... gdyby tylko stawka była lepsza, to miałabym większe szanse na zostanie milionerką. Późny wieczór, Franek nie śpi jeszcze, Mamo poleżysz? Chce mi się pić, siku... chcę.... mmm nie wiem! No właśnie dziecko ja też nie wiem co chcesz. Idź spać!
Wtorek - zaczęło mi wybijać już tekstową robotą i domową... Jak tu się skupić? Jak szybko to zrobić i mieć święty spokój... Muzyka dla mózgu. O! Mój mózg potrzebuje muzyki... I wiecie co, po 10 minutach byłam już koszmarnie wkurzona i nabuzowana... okropna ta muzyka. Nie wiem, co mózg ma w niej polubić... na pewno nie relaksuje.
Środa... gimnastyka. 2 teksty, 10 minut ćwiczeń, znowu dwa i 5 minut ćwiczeń, jeden i... no to herbatka zielona :) Książka?? Ojjj, jak bym poczytała... Jedna strona "masz niezrobioną robotę a zakup sensorów tuż tuż"... No dobra, powrót do komputera. W czwartek urząd skarbowy, łażenie po mieście - które chyba jako jedynej kobiety na ziemi mnie nie relaksuje, zwłaszcza jeśli towarzyszy mi Franio na łolelku! Do tego okropny ból przepracowanego nadgarstka. Wieczorne malowanie paznokci. O! To jest relaks - na całe cudowne 15 minut :) Mamo, co masz? Oszzz kurde, od nowa. Musiał łapkę przykleić i po relaksie ani śladu, bo drugi raz już nie wyszło tak ładnie :( Przy okazji... pokażę Wam mój ulubiony zestaw - bez reklamy, sprawdzony i dla mnie idealny :)
Za to dzisiaj.... Bunt! Mama na gigancie! Uciekłam do lasu - połazić, powściekać się. Aaaaaaaaaaaaaaa - krzyknęłam raz. Jestem spokojna, cholernie spokojna. O, kwiatek :) Pachnie zielenią, ptaki świergolą, dzięcioł łbem tłucze o jakieś drzewo. O tak, ja też jestem takim dzięciołem, tylko mam łeb nie taki twardy. Przytuliłam brzozę... to podobno pomaga, relaksuje, dodaje energii. No, fajne uczucie, tylko nie można myśleć o robalach :)
Kap - coś mi na głowę spadło. No co to? Ptak mi narobił? Niee, brzoza soki puszcza. Nie będę się na nią wściekać. Pogadałam z nią, powiedziałam o swoim stresie, przejęła go ode mnie. Niemożliwe? Ja Wam mówię, że możliwe. Przez tych kilkanaście minut (a może dłużej?) ani razu nie pomyślałam o tym, jaki Franek ma w tej chwili cukier, czy zamęcza Babusię, walczy o czekoladę, płacze, krzyczy, sika czy cokolwiek tam mógłby robić. Nie słyszałam MAMO! O niczym nie myślałam. O-NI-CZYM!!
A przed nami weekend i życzę Wam wszystkim zestresowanym, pędzącym Mamom spędzenia kilku chwil na łonie natury, spaceru w ciszy i wieczornego relaksu bez "Brzęczków" za uchem :):) A teraz idę się relaksować przy pieczeniu sernika dla moich rodziców (których kocham najbardziej na świecie) - mojego autorstwa... na wspaniałym razowym kruchym spodzie i delikatny jak puszek-okruszek :)
zdrowo tak sobie pokrzyczeć :) miłego weekendu :)
OdpowiedzUsuńNa mnie zieleń i przyroda też działa kojąco. I ten krzyk - aaaaaaa!
OdpowiedzUsuńMrrrrr :)
OdpowiedzUsuń