Poniedziałek wielkanocny... na szczęście ja jeszcze o "suchym pysku" jak to się mówi :P W sensie, że nie polana, nie zalana, nie wrzucona do brodzika ani nie spryskana flakonem perfum o wątpliwym zapachu i jakości :P Nie podoba mi się ta tradycja pewnie dlatego, że ludzie (czyt. faceci) ją naginają do granic możliwości! Ale nie o tym chciałam Wam dzisiaj napisać. Dzisiaj mam do opisania coś ciekawszego :P Będzie więc świąteczny post o Babciach-Konspiratorkach, agentkach... ale nie takich radosnych, prawdziwych agentkach, ale doskonałych przemytniczkach i konspiratorkach wyszkolonych podczas wojny.
Do dzisiaj w mojej głowie brzmi zdanie wypowiedziane przez Babcię pewnego cukiereczka - 3 dni po rozpoznaniu choroby. "TO JAK TO?? On śliweczek w czekoladzie nie będzie mógł jeść??". Obraziła się na dietetyka, który odpowiedział - NIE :) Owe śliweczki w czekoladzie przypominam sobie w najcięższych momentach, pocieszając się, że nie tylko ja mam tutaj SURVIVAL z babciami! A te bywają lepsze niż najlepsi komandosi!
- kamuflarz doskonały - kamienna twarz, działanie na zasadzie "chichociemni atakują", w końcu to babcia, babusia, babuleńka...starowinka! "... ja już nie wiem ile pożyję, niech mam tyle tej radości, co dziecku czekoladę kupię" (łzy w oczach)
- przesłuchania twarde - "gdzie są te czekoladki, które kupiłam Franiowi poprzednio?", "Franiu a jadłeś te pyszne czekoladki, które Babcia Ci ostatnio przyniosła", "Franiu, co byś zjadł?? Może coś.... słodkiego?!"
- odwrót w ostatniej chwili - "Wy mnie nie rozumiecie, idę stąd, ja nie wiem jak to dziecko może żyć z TAKĄ mamą co mu wszystkiego (słodyczy) zabrania! Przecież to dziecko nie ma żadnej radości w życiu"
- sabotaż - "idź się spytaj Mamy, co możesz zjeść, może Ci pozwoli coś słodkiego"
- podkładanie min - "masz tu czekoladki", "wiesz... tam w tej paczuszce ma trochę słodkości , chodź Franiu zobacz"
- nowoczesna broń - "Ty weź go lepiej i idź z nim do innego lekarza/znachora/uzdrowiciela, żeby to dziecko w końcu mogło normalnie jeść!"
Ja to wszystko wiem, że moje Babcie a Frania Prabacie nie miały lekko, że takie czasy były, że wojna, że komuna, że to i tamto.
Ale nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem tego, jak czekolada może być ważniejsza niż dobro i zdrowie wnuka.
Jak można twierdzić, że w "serniczku z rodzyneczkami i masełkiem", który Babcia upiekła dla wnusiów nie ma kalorii??
Jak można postawić ciasto na stole (Dziecku pod nosem) wiedząc, że ma wysoki cukier, widząc, że patrzy na to ciasto jak Gollum na "my precious"?
Jak można robić MNIE wymówki, że jestem złą Mamą, bo wyszłam z dzieckiem do drugiego pokoju się bawić zamiast siedzieć z NIMI i jeść ciasto...?
Nie rozumiem wpychania dziecku jedzenia. Dokładania szynki na talerz, bo sam chlebek z masłem i jajeczko to NIC. No nic, bo przecież są święta.
Nie rozumiem jak dziecku z cukrzycą można dać paczuszkę pełną czekoladowych jajeczek, zajączków a potem obrazić się za to, że od razu schowałam ją do szafki nie dają dziecku podelektować się widokiem i smakiem (!) czekolady!!
Nie zrozumiem nigdy dlaczego Babcie wmawiają mi przy każdej okazji, że to nie Franek jest chory tylko ja jestem złą Mamą, bo ślepo wierzę lekarzom.
Nie jestem jak ten Sierżant-Obłudnik. Jeśli jemy czekoladę (a jemy od czasu do czasu), to jemy ją wszyscy, po kosteczce. Jeśli są święta i dobre cukry, nie zabraniam Frankowi zjeść kawałka ciasta. Mało tego - kiedy są dobre cukry i dużo się ruszamy, sama to ciasto dla niego piekę! Prze te dwa lata z cukrzycą zauważam, że dla ludzi największą tragedią jest to, że nie ma u nas czekolady, że nie mogą nam jej kupić (chociaż i tak to robią z premedytacją!).
Oj dały nam popalić te świąteczne, rodzinne spotkania...
Tak to już jest z tymi babciami i dziadkami! Widzisz, męża bratanica ma skazę i nic z mlekiem krowim nie jada, czekolady też nie. A wiedząc, że spotkam się z nią w te święta i szykując mały prezencik świąteczny zastanawiałam się - co jej kupić?! W końcu kupiłam jej 2 bluzki. Moi dostali mnóstwo słodyczy, ale bratanica męża nie zwracała uwagi na to, że ona ma coś innego - a bratowa zadowolona, że chociaż ktoś nie dał jej słodyczy.
OdpowiedzUsuńKurcze, gorzej, jak już się tragedia stanie... bo jednak babcia da, a Franio ulegnie (bo nie będzie miał innego wyjścia)...
OdpowiedzUsuńcholercia... myślisz, że tak się może stać?? Póki co boją się mu same do dzióba włożyć słodkości, bo wiedzą że przyleci mi to powiedzieć... mnie się też w ostatecznym rozrachunku boją :P Ale ciężkie batalie są czasem :P
UsuńZ rodziną tak jest, a święta to dodatkowy dopalacz.
OdpowiedzUsuń