Pędzą te dni, pędzą szybciutko. Cukrzyca jak na razie nam nie doskwiera, a to jest doskonały powód do tego, aby trochę normalniej pożyć! Skorzystaliśmy więc z okazji, że pogoda u nas była ładna (chociaż wietrzna), postanowiliśmy ruszyć tyłki z domu i spełnić kolejne marzenie Frania. Chciał puszczać latawiec. No dobra :)
Tradycyjnie już zahaczyliśmy o sklep ogrodniczy, w którym jest wielkie oczko wodne i mnóstwo ryb. Można tam kupić karmę i ryby jedzą dosłownie z ręki :) No i Franek załapał się na malowanie pisanek. Widzę, że odkąd nie jeździmy regularnie do szpitala, jest bardziej ufny i chętniej daje się wciągnąć w zabawę innym ludziom. Oczywiście pod czujnym okiem mamusi :P Pomalował tę pisankę pięknie farbkami i w nagrodę dostał ją do domu :)
A potem... Kierunek Kopiec Wyzwolenia. Miejsce ciekawe, ale ja nigdy tam nie byłam. Wdrapaliśmy się więc na samą górę, rozłożyliśmy latawiec i poleeeeeeeeeeeeeciał wysoko. Frajda była niesamowita dla nas wszystkich a Franio najpierw z przejęciem trzymał żyłkę i z oczami jak spodki patrzył, co latawiec wyprawia na niebie.... No sami zobaczcie:
Oczywiście po jakimś czasie padło słynne hasło: Mamo, głodny jestem, chciałbym coś zjeść. No, ale oczywiście nie mamusiny domowy obiadek. Wymyślił pizzę... Miałam wątpliwości czy to dobry pomysł :P Piszę Wam jednak o tym, bo ta nasza pizza okazała się zupełnie wyjątkowa. Od lat jeździmy do tej samej pizzerii, gdzie serwują bajecznie pyszne wariacje tego dania. Pani z wielkim zaangażowaniem podeszła do zrobienia pizzy Franiowi. Dostał więc swoją na malutkim spodzie, cienkim cieście z sosem pomidorowym, sporą ilością chudej szynki, oliwkami (które uwielbia!) i odrobinką sera żółtego - tak tylko, żeby widział, że ser tam jest. Jejkuuu, z jaką radością i ochotą ją zjadł! Najważniejsze jest to, że cukry po takim "odstępstwie" od diety były idealne!
Cieszę się, że są takie miejsca, w których kelner i kucharz są w stanie dostosować się do naszej diety i angażują się w komponowanie dania :) I napiszę Wam szczerze, że jeszcze NIGDY nie zdarzyło się nam, żeby ktoś nie chciał dostosować dania do wymagań cukrzycowych. Mało tego, nawet jeśli się poprosi o zważenie poszczególnych produktów, często nie ma z tym najmniejszego problemu. A Franio wtedy czuje się taki ważny!
Jej, nigdy nie puszczałam latawca... Fajna ta restauracja :)
OdpowiedzUsuńno wiesz... na to nigdy nie jest za późno, a dziecko to doskonały pretekst, żeby narobić zaległości :D
Usuń