Jak Wam kilka razy już pisałam, życie z cukrzycą nie jest łatwe. Najbardziej mi daje ta małpa popalić w nocy. Jeszcze do zeszłego miesiąca spałam mało lub naprawdę wcale, czekając aż w końcu przyjdzie Babusia, żebym mogła zalegnąć. Skoki cukru sprawiające, że musiałam mierzyć cukier co 1,5-2 godziny były okropne. No i jak już wstałam do łóżeczka (bo Franio spał w naszej sypialni w swoim łóżeczku) a potem się położyłam to nie mogłam zasnąć. I tak do rana, przysypiałam najczęściej o 5 lub 6 nad ranem i około 8-9 wstawałam. No a potem kroplówka z kawą :P:P
Ale teraz?? Dlaczego ja się nie wysypiam? Franek ma sensor, śpi w swoim łóżku, w swoim pokoju, ja mam włączoną nianię elektroniczną, żeby słyszeć alarmy pompy i kiedy się przebudzi. I idę do tego łóżka z postanowieniem zaśnięcia i spania jak kamień... no i leżę...leżę... leżę... prawy bok nie, lewy bok - NIE! Ani na brzuchu, ani na wznak! Myśli poukładane, a sen nie przychodzi... I co się wtedy dzieje?? (Nie, nie przychodzą do mnie wizje :P:P:P). Coś u Franka... alarm, zapłacze, a może się odkrył i jest mu zimno?? Muszę sprawdzić :P
Sprawdzam, wszystko ok... gramolę się do Jego wymarzonego łóżka! Zasypiam w 3 sekundy albo i szybciej. Śpię jak kamień i nawet jeśli to jest godzinka snu to ja jestem wyspana, wypoczęta, wygnieciona (no bo jak we dwójkę na łóżku 90x180spać??), ale naprawdę wyspana!
W swoim wariactwie na temat spania wymyślam już najróżniejsze teorie:
W pierwszej podejrzewam, że mój mąż to wampir energetyczny, który podczas snu wysysa ze mnie energię!! Nie śmiejcie się... Serio! Zębów nie widać, ale podobno może się podłączyć do mnie jakimiś nićmi energetycznymi i żłopać tej energii jak akumulator!!
Druga to żyły wodne...no ale jak pytałam sąsiadów to oni w tym pionie śpią dobrze... Biegałam z obrączką na włosie! Wyrwałam specjalnie choć mam włosów coraz mniej! Ani koła, ani kreski... NIC :P A może to nie żyła?!?
Swojego czasu (w tym najtrudniejszym okresie z chorobą) brałam sporo środków uspokajających i kiedy byłam już naprawdę bardzo zmęczona brałam też środki nasenne, żeby chociaż trochę móc spać. Myślicie, że się uzależniłam? Wiecie to takie apteczne, ale z tych FORTE...
Materac? Pościel? Za cienkie zasłony w oknach?? Ale to wszystko było i jest zawsze takie samo! Poza tym mój mąż śpi jak niedźwiedź i się wysypia (tyle, że on jest takim przypadkiem, który może spać nawet na stojąco, wszędzie!). Czy ja się naprawdę już oduczyłam spać?? Czy to bezsenność, ale już taka choroba a nie tylko chwilowe widzimisię organizmu?
Oj, bardzo chciałabym Ci pomóc, jednak ja też jestem z tych, co potrafią w pracy na nocce zalec na kartonach :)
OdpowiedzUsuńNo to pięknie, aż Ci zazdroszczę. Mój Mąż też mnie nie rozumie :P:P:P
UsuńA ja myślę,że to stres. Musisz się przyzwyczaić do nowej sytuacji i do tego, że nie musisz już w nocy wstawać. Ja kiedyś też musiałam wstawać kilka razy w nocy, by dawać leki Calinczce. Gdy już nie musiałam i tak budziłam się w nocy o tych godzinach co zawsze, bez budzika. Nie mogłam zasnąć bojąc się, że zaśpię. I taki stan rzeczy trwał kilka miesięcy, aż w końcu przywykłam do tego, że mogę spać całą noc i nic złego się nie stanie. Myślę, że u Ciebie będzie podobnie. :*
OdpowiedzUsuńMoże masz rację... może po tylu latach niespania muszę się w końcu przełączyć na to, że mogę zasnąć i na 90% nic się nie stanie!?
UsuńDokładnie. Wierzę, że tak będzie. ;)
Usuń